Odkąd pamięta, chciał wznosić grody, imię galindzkiego władcy Yzeggusa przybrał, nim dowiedział się, że taki istniał naprawdę, archeolodzy mają go za mistyfikatora, wielu za dziwnego osobnika, co nie przeszkadza, by turyści chętnie wracali do jego królestwa, pięknie położonego w pusz-czy, w pobliżu Iznoty, obok ujścia Krutyni, na półwyspie nad Bełdanami. Cezary Kubacki, rocznik 1941, absolwent poznańskiej Akademii Medycznej, trafił na Mazury w 1971 r. za małżonką. Poznali się w Gorzowie Wielkopolskim, w kinie. Zwrócił na nią uwagę na „Głodzie" (wg Hamsuna), parą byli po „Samych swoich", ślub wzięli w gminie Skąpe, udzielił go im urzędnik Bosy. Żona Maria skończyła studia pedagogiczne, ale poszła do pracy w służbie zdrowia. Gdy spodziewali się pierwszego dziecka, on był dyrektorem znanego Ośrodka Resocjalizacji w kociewskiej Damaszce.
Na półwyspie u ujścia najpiękniejszej rzeki Mazur Krutyni, pośród Wielkich Jezior Mazurskich leży kraina historycznego plemienia. Powiedziałeś Wodzu, że bycie Galindem to powód do dumy.
W dzisiejszym zabieganym świecie... Tak. Mało tego, jest to jedyna furtka, aby poczuć czym jest prawdziwe życie! Nie dalej jak dzisiaj była u nas grupa dziesięciolatków. Jeden z nich powiedział, że nie mają zbyt dużo czasu. I wówczas odpowiedziałem, że czasu wcale nie ma. Narysuję to może włócznią na piasku. Trzeba najpierw wyznaczyć koło. I tak jak na zegarze postawić dookoła kreski. Narodziny, dzieciństwo, szkoła, studia, praca, własny dom, żona, dzieci, wnuki, emerytura, śmierć. I wszyscy tak samo, wszyscy tak samo. Nikt się nie potrafi wyrwać z tego kręgu. I jeszcze przyśpieszamy, żeby z jednego punktu jak najszybciej przejść do drugiego. Tymczasem trzeba wyjść ponadto i spojrzeć z góry. Zobaczyć wszystko. Od początku do końca. Na przypadające w tym roku swoje ósme urodziny Kolporter zaprosił przedstawicieli wielu wydawnictw, z którymi na co dzień współpracuje. W odróżnieniu od poprzednich jubileuszy, które zwykle miały postać uroczystych balów, tegoroczne spotkanie miało niekonwencjonalną formułę i odbywało się w oryginalnym otoczeniu. Stu pięćdziesięciu wydawców miało okazję wymienić poglądy i spostrzeżenia w Królestwie Galindii* - Mazurskim Edenie - ośrodku rekreacyjnym położonym nad jeziorem Bełdany. Pogoda była znakomita, tak więc wszystkie punkty zaplanowanego precyzyjnie scenariusza zostały zrealizowane. Rozpoczęto biesiadowaniem obiadnym i toastem na cześć wydawców, którzy zasiedli pod gołym niebem za suto zastawionymi, drewnianymi ławami. Serwowano zupy ogórkową i grochową, drób, sandacza , sałatki warzywne, ryż, ziemniaki, oraz znakomite ciasta. Po krótkim odpoczynku przyszedł czas na prezentację osiągnięć firmy Kolporter, Panowie Grzegorz Fibakiewicz, dyrektor pionu handlowego firmy i Mateusz Wiśniewski, kierownik działu analiz Kolportera przedstawił zgromadzonym sukces firmy,
GALINDIA
Kraina wojów i nałożnic Trójkątny półwysep wcinający się w jezioro Bełdany obok ujścia Krutyni to wyjątkowo malowniczy fragment Mazur. Na brzegu pomost, przy nim zacumowane łodzie przypominające statki wikingów. To flota właścicieli tej posiadłości, Galindów. I wielki kompleks budynków otoczony monumentalnymi drewnianymi posągami. A wokół cudownie zielona Puszcza Piska. – Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale większość zawraca do Galindii – mawia Cezary Kubacki, twórca i właściciel Galindii. Cezary Kubacki łamie wszelkie zasady marketingowe: nie reklamuje się, przypadkowych turystów zniechęca słabo oznakowanym dojazdem do pensjonatu. Renoma tego miejsca kolportowana jest pocztą pantoflową w środowisku biznesu i dyplomacji. Mit Galindów - pogan, którzy nie znali pieniędzy, paradoksalnie przyciąga nad jezioro Bełdany ludzi dysponujących dużą gotówką.
Plemię które wyginęło przed tysiącem lat, odżyło na 20 hektarach półwyspu wcinającego się w jezioro Bełdany w pobliżu wioski Iznota. GALINDIA - mazurski eden zaprasza znudzonych nieprzyjaznym, hotelowym standardem gości, na których czekają wyłożone drewnem i wikliną pokoje. Apartamenty mają kominki i tarasy z widokiem na jezioro. W otoczonym palisadą budynku pełno niesamowitych przedmiotów. Największe wrażenie sprawia imitacja bursztynowej komnaty. Na całym terenie Galindowego grodu rozsiane są drewniane rzeźby pogańskich bożków, między drzewami ukryto krąg rytualny. Przed wejściem do pensjonatu wylegują się cztery ogromne psy, które chętnie dają się zabrać na spacer. We wnętrzu króluje właściciel niestrudzony gawędziarz, który pozwala swoim gościom na wszystko, byle zachowywali spokój. Obsługa unika krępującego w wielu hotelach obserwowania gości. |