GALINDIA - MAZURSKI EDEN
  • GRÓD GALINDÓW
  • OBIEKTY
    • Mazurski Eden
    • Kraina Alkos
    • Refugia
  • KONFERENCJE
  • IMPREZY
    • Biesiady
  • GALERIA
    • Groty
    • Sale konferencyjne
    • Filmy
    • Łupy
    • Jeńcy
    • Archiwum
  • OPŁATY
  • KONTAKT

"GALIND" - POMERANIA

8/21/2017

 
​Odkąd pamięta, chciał wznosić grody, imię galindzkiego władcy Yzeggusa przybrał, nim dowiedział się, że taki istniał naprawdę, archeolodzy mają go za mistyfikatora, wielu za dziwnego osobnika, co nie przeszkadza, by turyści chętnie wracali do jego królestwa, pięknie położonego w pusz-czy, w pobliżu Iznoty, obok ujścia Krutyni, na półwyspie nad Bełdanami. Cezary Kubacki, rocznik 1941, absolwent poznańskiej Akademii Medycznej, trafił na Mazury w 1971 r. za małżonką. Poznali się w Gorzowie Wielkopolskim, w kinie. Zwrócił na nią uwagę na „Głodzie" (wg Hamsuna), parą byli po „Samych swoich", ślub wzięli w gminie Skąpe, udzielił go im urzędnik Bosy. Żona Maria skończyła studia pedagogiczne, ale poszła do pracy w służbie zdrowia. Gdy spodziewali się pierwszego dziecka, on był dyrektorem znanego Ośrodka Resocjalizacji w kociewskiej Damaszce.
ObrazYzeggus II, czyli Cezary Kubacki na galindowym tronie. Fot. Waldemar Mierzwa
 Nie za bardzo wyobrażała sobie, by potomek miał się wychowywać wśród uzależnionych pensjonariuszy placówki, więc pod nieobecność małżonka spakowała meble, kota, psa i wyjechała do Ukty, gdzie wiejski ośrodek czekał na lekarza. Postawiła na swoim, sprawa się rozstrzygnęła, gdy podczas jednego z pierwszych przyjazdów męża w drzwiach ośrodka stanęła kobieta z rozciętą głową. Doktor wziął żonę do pomocy, igłę do ręki i zaczął specjalizację od zszycia rany na okrętkę. Kiedy po dwóch tygodniach ponownie pojawił się u nieugiętej małżonki, oczekiwała na niego także, z koszem jaj i kurą, wdzięczna pacjentka. Po ranie nie było śladu. Dzisiaj trudno ustalić, czy o przeprowadzce na Mazury zadecydowała w końcu postawa żony czy pierwszy, do tego sowicie na owe czasy opłacony, sukces chirurgiczny męża. Kubacki został lekarzem w Ukcie, leczył od Zgonu po Wygryny aż po Iznotę, obecnie obsługuje ten teren trzech medyków. Gdy było trzeba, dojeżdżał do potrzebujących pomocy saniami przez zaspy, furmanką, bryczką, motorem, czym popadło. Zona pomagała mu w ośrodku, prowadziła punkt apteczny, pracowali siedem dni w tygodniu, przez całą dobę. Tym, którzy widzą, jakie warunki stworzono dziś lekarzom rodzinnym na wsi, byle-by tylko zechcieli przyjąć pacjenta, trudno będzie uwierzyć, że Kubaccy żyli skromnie, wszystko, łącznie z telewizorem, kupowali na raty. W 1981 r. Kubackiego dopadł nowotwór, po nim depresja, dostał II grupę inwalidzką, a „dwójka' wykluczała pracę. Boje o dającą zajęcie „trójkę" zakończyły się sukcesem, ale od kilku lat coraz większą jego uwagę zajmowała ziemia, W 1976 r. małżonkowie ku-pili bowiem tanio (z Państwowego Funduszu Ziemi) 17 ha w bajecznym miejscu nad Bełdanami. Zaczęli od 120 uli, 10 ha miododajnej facelii i 4 ha gryki. Szybko postawili na miętę, to był strzał w dziesiątkę, ich plantacja była największa w kraju, polscy zielarze uczynili Kubackiego swoim prezesem. Gdy nastał stan wojenny i w sklepach brakowało wszystkiego, także herbaty, zaczęli paczkować miętę w torebki. Sprzedawali ją na pniu, za dobre pieniądze. W gminie nie było rolnika, 
który miałby większe przychody z hektara. Na początku lat dziewięćdziesiątych Kubacki wyszedł wiosną w pole, stwierdził, że mięta dobrze przezimowała, wrócił do domu i oświadczył zdumionej małżonce, że... kończą z uprawą. Dzisiaj twierdzi, że przewidział, iż tego typu plantacje szlag trafi na skutek reform Balcerowicza. W tym samym mniej więcej czasie rezygnuje z pracy lekarza, od kilku lat wielu „życzliwych" pilnowało go, by co do minuty odsiedział swoje w ośrodku. Tych, którzy znają Kubackich, zmiany te nie zdziwiły, Cezary zawsze z dumą podkreślał, że »udawało mu się w życiu unikać ślepej ścieżki profesjonalizmu". Stawiają na turystykę, zaczynają od pola namiotowego i drewnianych toalet z serduszkiem, serwują turystom pierogi z jagodami, w magazynie na miętę urządzają pokoje gościnne. Zaczynają przyjeżdżać ludzie z pieniędzmi, nienawykli do spania w skromnych warunkach. Kubaccy wznoszą pierwszy pensjonacik, goście nazwą go „Mazurskim Edenem". On toczy ze sobą walkę, bo kupował ziemię, by mieć ją dla siebie, żonę turyści często po prostu irytują. Firma wymaga ciągłych inwestycji, pieniędzy zawsze jest za mało, pani Maria pojedzie na saksy do Australii. W połowie lat dziewięćdziesiątych na pierwszych w Polsce obchodach Dnia Ziemi spotkało się w posiadłości Kubackich tak dziwne towarzystwo, że aż trudno uwierzyć w przypadek. Po-jawili się m.in. ekolodzy z Niemiec, grupa polskich zakonników, drużyna 
harcerska, wycieczka dyrektorów hoteli i Dariusz Morsztyn, czyli Biegnący Wilk. Padła propozycja budowy jakieś proekologicznej struktury. Kubacki nie podjął tematu, bo jest przeciwnikiem każdej organizacji, ale to wtedy zdecydował, że zbuduje tu gród. Długo chodzi z pomysłem, nie za bardzo wie, co to ma być, aż podczas jakiegoś ogniska dla turystów, gdy mówi im o Mazurach, wyrywa mu się: „Nasi pradziadowie Bartowie...", a po chwili, „bo ktoś jakby zamknął mi na tych Bartach gębę", dodaje „ ...i Galindowie". Już wie, że to będzie ich gród - Galindów, bałtyjskiego plemienia zamieszkującego te ziemie między V a XIII wiekiem. Zaczął wertować literaturę, szukać źródeł, jeździć po muzeach. Zbudował legendę o Władcy Kosmosu, który 40 milionów lat temu, rozgniewany nie-wiernością nałożnicy, strącił ją na pyłek kosmiczny zwany Ziemią. Spadła w Wielkiej Kniei, poruszone jej losem sosny zaczęły zalewać swe łzy żywicą (stąd bursztyn), a wtedy ona zaczęła wylewać łzy do wielkiej chusty, co dało Mazurom szlak Wielkich Jezior. Wszystko, co zaczęło powstawać w magicznym świecie Galindów, musiało być z naturalnych materiałów, pomysłodawca to ortodoks, dla ziół miejsce jest, ale kochająca kwiaty żona może je hodować z dala od ludzkich oczu. Oboje zaczęli chodzić w skórach, jeżdżą w nich wszędzie, nawet na zakupy do Biedronki, od dawna nie wzbudzając sensacji. Ci, którzy ich znają, lub choć raz byli w Galindii, często zamiast „dzień dobry" mówią mu „witaj wodzu". Pierwszym pomysłem była polana survivalowych przygód galindowych, wkrótce wśród drzew stanęły wielkie rzeźby, z braku chemicznych zabezpieczeń podlegające biologicznej destrukcji. Tak być musi, bo to symbol przemijania. Wrażenie robią drzewa, które w miejscu koron mają korzenie, stos ofiarny, polana z czakranem, podziemne groty i labirynty. Dzieciom, ale i wielu dorosłym to się podoba, archeologom nie, ich zdaniem wszystko powinno być na po-ważnie. Ludzie, których na co dzień otaczają sztuczne „dechy", chętnie dotykają drzew z sękami czy drzazgami. W 1994 r. drużyna Galindów Kubackiego po raz pierwszy, dla zabawy oczywiście, „łupi turystów w sposób profesjonalny". Jako jedna z pierwszych ofiarą napadu padnie grupa turystów niemieckich. Gdy jej uczestnikom przyjdzie oddawać dokumenty i biżuterię, wielu będzie myślało, że sprawdziły się ostrzeżenia znajomych, żeby nie jechać do Polski, bo to nadal dziki Wschód... Kubacki, który mówi o sobie, że jest Galindem dnia dzisiejszego, łupi, „bo nas łupią, łupią, żeby ogłupić, ale też i by pękła skorupa". Zaprasza do świata Galindów, „by spadły nam okulary, byśmy zobaczyli trochę więcej, byśmy zobaczyli także siebie". Licznie przyjeżdżają tu wycieczki szkolne, by przez zabawę uczyć się historii. Na integracyjnych spotkaniach poznają się lepiej menedżerowie wielkich firm, ludzie różnych zawodów, których coraz poważniejszym problemem jest uzależnienie od pracy. Ku-backi często sam „prowadzi przez Galindię" dorosłych, obserwuje swoich Galindów pracujących z dziećmi. Cały czas się uczy, niewiele zachowań jest go w stanie zaskoczyć. Wielkie pokłady agresji tkwią nie tylko w dzisiejszej młodzieży, gdy postawił na polanie figury  kilku krzyżaków, zwiedzający obijali je kijami z taką siłą, że kazał zrobić hełmy z ocynkowanych wiader. Kilka dni później roztrzaskała je wszystkie pewna pani w średnim wieku... Dzisiejsza Galindia to nie tylko kompleks trzech hoteli (dwa należą do synów) wzniesionych w mazurskiej ostoi „ciszy, śpiewu ptaków i szumu fal", ale przede wszystkim realizacja wielkich marzeń Kubackiego. Zada-niem, które sobie teraz wyznacza, jest budowa prawdziwego grodu, będzie do niego wiodła spiralna ścieżka, a wchodzący po niej na szczyt turyści będą mogli obejrzeć stanowiska archeologiczne z replikami rzeczy towarzyszących ludziom tej ziemi od V w. p.n.e. Kubacki nie boi się o przyszłość galindowego przedsięwzięcia, zresztą jako wizjoner nie znajduje zainteresowania w jego biznesowej stronie. Od tego ma żonę, to ona musi znaleźć 
​
ZROZUMIEĆ MAZURY 

środki na realizację jego marzeń, to ona każdej wiosny stawia się w banku po kredyt, który spłaci latem. Zwolniony z obowiązku codziennej szarpaniny, ma wódz czas na studia i przemyślenia. Za istotę rzeczy uważa stawianie pytań, jest przekonany, że „rozpędzeni w co-raz bardziej wirtualnym świecie ludzie, będą mieli coraz większą potrzebę po-gadania ze sobą" i tu, w Galindii, znajdą do tego świetne miejsce. To, że długo nie uwzględniano ich w żadnym lokalnym przewodniku, że przez lata nie zaznaczano ich siedziby nawet na mapie atrakcji turystycznych przy gminnym Domu Kultury w Rucianem-Nidzie, że próbowano odciąć możliwość dojazdu do ich krainy autokarom, ustawiając przy Nowym Moście znaki ograniczające nośność pojazdów, to dla niego fakty bez większego znaczenia. Cezary (ze Zbąszynka) i Maria (z Zielonej Góry) Kubaccy, najważniej-si współcześni Galindowie, czują się cząstką Mazur. On ma plany na dwa dziesięciolecia, żonę, która jest jego szczęściem, i upatrzonego we wnuku Igorze Samborze następcę. Ma nadzieję przekazać mu kiedyś swoją Galindię. 

WALDEMAR MIERZWA 



Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.

    Kategorie

    Wszystkie
    Artykuły Prasowe
    Kronika Wodza
    Łupy
    Złote Myśli Yzeggusa

    Archiwum

    Sierpień 2017
    Lipiec 2017
    Maj 2017
    Czerwiec 2016
    Sierpień 2015
    Maj 2007
    Czerwiec 1998

Obraz
Obraz
English
Obraz
Pусский
Obraz
Obraz
Deutsch
Galindia - Mazurski Eden - konferencje, kongresy, szkolenia, imprezy integracyjne
tel. (87) 423 14 16 tel. (87) 423 16 69 galindia@galindia.com.pl
Polityka prywatności
  • GRÓD GALINDÓW
  • OBIEKTY
    • Mazurski Eden
    • Kraina Alkos
    • Refugia
  • KONFERENCJE
  • IMPREZY
    • Biesiady
  • GALERIA
    • Groty
    • Sale konferencyjne
    • Filmy
    • Łupy
    • Jeńcy
    • Archiwum
  • OPŁATY
  • KONTAKT